Roger Waters
Sen kanoniera
wspomnień kłąb
przez mgłę chmur
strumieniem spływa na spotkanie ze mną w dół —
lecz gdzieś w przestrzeni między niebem a małym skrawkiem obcych ziem —
tam miałem sen,
tak, miałem sen.
żegnaj, Max,
Mamo, pa...
po nabożeństwie, w chłodzie listopadowego dnia,
do samochodu kroczysz z nią, a pasemka jej włosów srebrzy szron,
słyszysz bijący dzwon, na przypasaną zerkasz broń,
i gdy spływają łzy na przepaskę, co jej zdobi skroń,
ujmujesz jej dłoń i chwytasz za ten sen.
miejsce, gdzie jest
co jeść, gdzie spać,
gdzie stary wiarus może na ulicy stać,
gdzie możesz głośno mówić o wątpliwościach i obawach,
i gdzie nie znika nikt, i żaden ciężki but wojskowy nie kopie w twoje drzwi,
i gdzie spokojnie trwać możesz w wierze,
że w wieże dwie samolot żaden nie wbije się,
i gdzie nie trzeba martwić się o wikt,
i nikt już nie zabija dzieci, nikt,
nikt już nie zabija dzieci, nikt.
noc w noc i wciąż, krążąc po umysłu dnie,
ten sen w szaleństwo wpędza mnie______.
na małym skrawku obcej ziemi kanonier dzisiaj śpi,
już; stało się
i nie da się wymazać ostatnich scen —
pamiętaj ten sen,
pamiętaj.
Z albumu „The Final Cut”, 1982